Problemy e-lekcyjne

Już ponad miesiąc temu lekcje we wszystkich szkołach w Polsce zostały zawieszone, a od tego czasu prowadzone jest nauczanie zdalne. Zapewne każdy pamięta to cudowne uczucie na myśl, że w końcu będzie miał czas porządnie się wyspać, odpocząć i zrobić wszystko na co nie miał wcześniej czasu, kiedy usłyszał, że przez następne dwa tygodnie będzie mógł zostać w domu. Szybko okazało się jednak, że te dwa tygodnie mogą potrwać nieco dłużej niż pierwotnie zakładano. Na długie tygodnie więc szkolną ławkę zastąpiło domowe biurko, wszystkie sale w szkole ograniczyły się do jednego pokoju, w którym spędzamy większość dnia, a mundurki szkolne szybko zmieniły się w dresy, kocyki, szlafroki czy po prostu piżamę. Imitacją szkolnej rzeczywistości stały się e-lekcje, które miały wprowadzić choć trochę normalności i regularności do nowej chaotycznej rzeczywistości. Nowy problem wymagał bowiem nowego rozwiązania, które okazało się nieść za sobą kolejne nowe problemy.

Lekcje online z perspektywy nauczyciela opisuje pani Monika Molenda: „Po początkowej euforii: „hurra, nie muszę wstawać o 6:30!” szybko nie było śladu. Okazało się, że jak  nie „musi” się czegoś zrobić o konkretnej godzinie, to trudno się zorganizować… Praca w domu to mnóstwo przeszkadzaczy i rozpraszaczy, które nie ułatwiają życia nie tylko uczniom, ale i nauczycielom. Trzeba było wypracować sobie nowy rytm dnia, no i pogodzić się z tym, że lekcje przez internet nie będą takie jak lekcje w szkole. Cieszę się, że mamy możliwość prowadzenia zajęć zdalnych, a nasi uczniowie najczęściej nie mają większych problemów z tym, by w nich uczestniczyć. Jak wiadomo, nie jest to regułą – ale nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej! W przypadku nauki języków obcych używanie danego języka, regularne konwersacje są nieodzowne, aby iść do przodu i nie zapomnieć tego, co już umiemy. Pomijając ten fakt, ja tak zwyczajnie, po ludzku, tęsknię za moimi uczniami! Możliwość rozmowy z nimi, spotkania się na takich trochę innych, ale jednak lekcjach, daje mi i mam nadzieję, że uczniom i uczennicom również, namiastkę normalności w tej niezbyt ciekawej, koronawirusowej sytuacji.  Oczywiście, pozostaje kwestia ocen, które teraz bardzo trudno się wystawia. Bo jak? Bo za co? Bo zwykły test nie wchodzi teraz w grę. Myślę, że takie dylematy ma teraz każdy z nas, nauczycieli. Sytuacja zmusza mnie jednak do szukania innych rozwiązań. Może da się oceniać inaczej niż do tej pory? A może nawet uczniom to się spodoba i wpłynie pozytywnie na ich motywację do nauki? I na koniec, tak optymistycznie: mam wrażenie, że to fizyczne oddalenie, paradoksalnie, zbliżyło mnie i moich uczniów. Mamy pozakładane grupy ma Messengerze, gdzie każdy może zadać pytanie albo, po prostu, podzielić się jakimś przemyśleniem. Nie trzeba czekać na lekcję. Chciałabym, aby tak już zostało, nawet, gdy już wrócimy do szkoły, a przymusowa rozłąka będzie tylko wspomnieniem.”

Wprowadzenie nowych rozwiązań zawsze oznacza chaos i wynikające z niego problemy. Trudna sytuacja wymaga dostosowania się do nowych realiów, co nigdy nie jest łatwym zadaniem.  Już od samego początku nieodłącznym elementem e-lekcji stały się długie dyskusje, których celem jest ustalenie godziny następnych spotkań, która odpowiadałaby każdemu. Wątpliwy jest również ich czas trwania, bowiem brak dzwonka wyraźnie oddzielającego kolejne lekcje często powoduje ich znaczne przedłużenie. Brak stałego planu lekcji dodatkowo utrudnia organizację i planowanie dnia, co w połączeniu ze wszystkimi rozpraszaczami dostępnymi pod ręką praktycznie uniemożliwia regularną i efektywną naukę.

„Oczywiście, miały miejsce różne nieoczekiwane sytuacje – takie jak utworzenie przez przypadek dwóch rozmów (jednej z panią, a drugiej bez), spóźnianie się na lekcje, pomimo tego że trzeba było jedynie włączyć rozmowę bez wideo czy nawet zapominanie o lekcji lub myślenie, że są na inną godzinę. Jednakże chyba najciekawszą sytuacją było puszczenie kilka razy na jednym WOSie hymnu ZSRR i „Preußens Gloria” w kontekście zasiłków socjalnych.” – opowiada Zuzia Marańska, uczennica klasy IBG.

Najtrudniejsze w aktualnej sytuacji wydaje się jednak nagła zmiana dotychczas znanego i sprawdzonego szkolnego trybu życia, do którego przywykliśmy. Brak bezpośredniego kontaktu z nauczycielem, obecność telefonu i komputera na wyciągnięcie ręki czy ostatecznie po prostu możliwość wyciszenia mikrofonu i wyłączenia kamery praktycznie uniemożliwiają aktywne uczestnictwo w lekcji i naukę, która choć trochę przypominałaby tę w szkole. Częstym problemem okazuje się też obecność pozostałych domowników, którzy w każdej chwili mogą nieoczekiwanie odwiedzić nasz pokój, zakłócając ostatnie resztki spokoju.

„Lekcje w domu są trudne. Moim największym problemem jest skupić się na nich. Nie czuję mobilizacji i chęci do czegokolwiek. Dużo rzeczy mnie rozprasza. Nawet te lekcje, na które w szkole chodziłem z przyjemnością nie dają mi satysfakcji. Czasem nie wierzę, że po drugiej stronie monitora siedzi nauczyciel, którego znałem że szkoły.” – mówi Bartosz Bielecki, uczeń klasy IAG.

Zwłaszcza w Trzynastce, gdzie lekcje bardzo często trwają do godziny 16, istotnym problemem może okazać się też brak odgórnego planu dnia oraz nagłe przerwanie dotychczasowej szkolnej rutyny, która mimo że momentami wydawała się dość męcząca, była potrzebna.

„Z perspektywy ucznia wolę normalnie do szkoły chodzić, bo w domu nie potrafię się za bardzo zmotywować, żeby coś robić.” – mówi Oskar Fijałkowski, uczeń klasy ICG.

Nie można zapomnieć też, że praktycznie z dnia na dzień bezpośrednią rozmowę zarówno ze znajomymi, jak i nauczycielami zastąpił kontakt za pośrednictwem portali internetowych.

„Denerwujący jest brak takiej bezpośredniej relacji z nauczycielem i nawet drobnych rozmów w ławce. Na pewno szkoda, że nie ma przerw, kiedy zawsze można było porozmawiać czy to z nauczycielem na osobności, czy w ogóle ze znajomymi.” – mówi Mateusz Grąbczewski, uczeń klasy IAG.

E-lekcyjne problemy tutaj się jednak nie kończą. Technologie, które niegdyś mogły zostać uznane za pierwsze znaki życia w przyszłości, a w czasach przed kwarantanną w zupełności wystarczyły do efektywnego zdobywania wiedzy, dziś okazują się niewystarczające i nierzadko powodują dodatkową frustrację, pogorszając jedynie nasz stan i pozbawiając ostatnich resztek motywacji do nauki. Nie ulega przecież wątpliwości, że to właśnie na nich opiera się nasz obecny system nauczania i to one umożliwiają nam jedyny kontakt z nauczycielem. Słowa „coś nie działa”, których geneza nigdy nie jest znana zostają wypowiedziane przez kogoś niemal każdego dnia. Aplikacja Microsoft Teams, która pozwala nam zachować namiastkę szkolnej normalności i wprowadzić choć trochę regularności w czasach, gdy mało kto tak naprawdę wie jaki jest dzień tygodnia, również niestety nie jest perfekcyjna,

„Często są błędy w aplikacji mobilnej Microsoft Teams i zdarza się, że niekiedy nie mam dostępu do jakichś plików czy nie widzę nowej rozmowy.” – mówi Martyna Stasińska, uczennica klasy IGB.

Problemem najczęściej nie jest jednak sama aplikacja, a różnice w stopniu jej zrozumienia i opanowania między poszczególnymi osobami. Każdy pamięta przecież z lekcji informatyki tego jednego kolegę, który co tydzień przez pierwszą połowę lekcji ma problem z włączeniem komputera i zalogowaniem się na swoje konto. Ten sam kolega został postawiony teraz w całkowicie nowej sytuacji i podobnie jak duża część klasy potrzebuje trochę czasu, żeby opanować całkowicie nowy program.  Komunikację utrudnia również coś na co często nie mamy wpływu – kiepskie połączenie internetowe. Zbyt wiele urządzeń podłączonych do jednej sieci (co, gdy wszyscy domownicy zmuszeni są zostać w domu, zdarza się dosyć często), kiepski dostawca czy po prostu zamieszkanie w miejscu, gdzie dostęp do sieci może być utrudniony często są przyczyną dość drażniącego przerywania się dźwięku czy obrazu, niepokojącego szumu wypowiadanego przez kogoś zamiast słów, ciągłego przerywania i ładowania się wideorozmowy, a nawet jej nagłego i niespodziewanego opuszczenia.

„Irytujące jest  też, gdy ktoś ma połączenie internetowe z mikrofalówki.” – komentuje Mateusz Grąbczewski, uczeń klasy IAG.

Wydaje się jednak, że wraz z upływem czasu sytuacja powoli się stabilizuje, a e-lekcje stają się stałą częścią naszej codziennej rutyny, budząc coraz mniej emocji. Minął już pierwszy szok i chaos spowodowany przede wszystkim brakiem stałego planu i ustalaniem godziny spotkania z lekcji na lekcję, co dodatkowo utrudniały języki, które każda grupa miała w inny dzień o innej godzinie.

„Czasem są jeszcze jakieś problemy w ustaleniu planu – na przykład jak teraz się pojawił plan języków i trzeba było szybko ustalać inne godziny z niektórymi nauczycielami. Ale wszystko dało się zrobić – wydaje mi się, że jak już minął ten początkowy okres to się sytuacja ustabilizowała. Nawet mieliśmy już sprawdzian – dostaliśmy plik z zadaniami i mieliśmy określony czas, żeby je odesłać. Usłyszeliśmy tylko, że pani liczy na naszą szczerość i nam ufa – w sumie ciężko, żeby jakkolwiek nas kontrolować w takiej sytuacji.” – mówi Helena Kalita, uczennica klasy IDP.

Prawdopodobnie minie jeszcze sporo czasu nim całkowicie przyzwyczaimy się do nauczania zdalnego, a problemy, które z nim się wiążą przestaną być aż tak uciążliwe. Upływ kolejnych dni, a nawet tygodni pozwala nam jednak nam na stopniowe oswajanie się z nowymi rozwiązaniami, z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia i dostosowywanie ich do naszych potrzeb.

„Matematyka lubi mścić się na tych, co się nią długo nie zajmują. Rzecz jasna to samo można powiedzieć o fizyce, dlatego w matfizie nie zapomnieliśmy o naszych rozszerzeniach i pracujemy niewiele mniej niż zwykle. Tak jak pozostałe klasy spotykamy się na portalu Microsoft Teams. Najczęściej bezkamerkowo, ale nauczyciele udostępniają nam prezentacje, PDF-y czy filmiki. Oczywiście, nie samą matmą żyje człowiek – realizowany jest cały szkolny plan lekcji. Początki były trudne – prezentacje nie chciały się udostępniać, pliki otwierać, zadania nadsyłać. Nauczycielom zdarzało się wyciszać i chyba nie ma ucznia, który zawsze pamiętał o włączeniu mikrofonu przed odpowiedzią. Jednakże kiedy sytuacja się ustabilizowała, można było pomyśleć o zajęciach dodatkowych – w formie kółka matematycznego pod przewodnictwem pani Bogdańskiej spotykają się klasy pierwsze obydwu roczników. Część fizyków ma fakultet z profesorem Golką, a część z panem Skowronem, również w mieszanych grupach z obydwu pierwszych klas. Pan Araszkiewicz dba o olimpijską przedsiębiorczość na ogólnoszkolnym kole ekonomicznym. Nie można też zapomnieć o fakultecie astronomicznym pana Skowrona, zasilanym głównie przez matfiz, ale dostępnym również dla uczniów innych klas. W dobie kwarantanny możemy sobie uświadomić jak potrzebna jest zwykła kredowa tablica – okazuje się że pisanie równań albo tworzenie rysunków na komputerze bez wcześniejszego doświadczenia jest o wiele trudniejsze niż postawienie kreski na tablicy. W tej dziedzinie rewolucjonistą jest profesor Golka, który zamontował kamerkę nad biurkiem i pisze na kartce – z perspektywy uczniów niewiele różni się to od patrzenia na tablicę. Obecna sytuacja oprócz rozlicznych problemów ma też zalety – na przykład jest możliwość nagrywania lekcji i późniejszego powtórzenia trudniejszych zagadnień.” – lekcje online z perspektywy matfiza opisuje Jarowit Śledziński, uczeń klasy IDG.

e-lekcyjne problemy zgłębiała dla Was Tatiana Kavetska.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.