Rzeczy, które zrobiłem w XIII i nie polecam
Witaj drogi Czytelniku!
Podczas mojego niemalże sześcioletniego pobytu w budynku przy ulicy Unisławy 26 byłem świadkiem bądź sprawcą wielu czynów niekoniecznie zgodnych ze statutem szkoły lub po prostu mających na bakier ze zdrowym rozsądkiem. Niektóre, jak można się spodziewać po tytule, do dzisiaj wspominane są przeze mnie ze wstydem. Dokonam wszystkiego, co w mojej mocy, by udzielić drobnych porad, wykraczających oczywiście poza „po prostu tego nie rób” w celu uchronienia Ciebie przed strasznym losem, na który jestem skazany. Zapraszam więc w tę fascynującą podróż, zaczynając od najgłębszych głębin naszej szatni, a kończąc na samym szczycie piątej najlepszej szkoły w Polsce – magicznym i tajemniczym strychu.
Część pierwsza – jezioro o nazwie Kocyt
Gdy zejdziemy szerokimi schodami, znajdującymi się naprzeciwko głównego wejścia, i spojrzymy w lewo, przed naszymi oczami ukaże się najważniejsze miejsce naszej szkoły. Niezależnie od klasy czy profilu, każdy z nas musi je kiedyś odwiedzić. Jest ona nieuchronna niczym sama śmierć… Chodzi oczywiście o naszą wspaniałą szatnię wraz z przemiłymi paniami ją obsługującymi. Nietrudno zrozumieć, że zawinienie im w czymkolwiek jest co najmniej nierozsądne, w końcu widzimy je przecież codziennie. By tego uniknąć, stanowczo odradzam zostawiania naszej kurtki (lub jakiekolwiek innej części garderoby albo torby) na korytarzu. Powolne szukanie naszej zguby zawsze kończy się nieuchronną rozpaczą, gdy zrozumiemy, że trzeba zejść niczym Orfeusz w głąb Hadesu i wybłagać naszą torbę, lub kurtkę, lub coś innego od pań szatniarek. Poza naganą i utratą reputacji czeka nas wpisanie do zeszytu, który równie dobrze mógłby pochodzić z serialu „Notatnik śmierci”. Lista uwzględnionych w nim złoczyńców zostanie następie przekazana do wychowawcy i może doprowadzić do obniżenia oceny z zachowania. Co niezwykłe, nie jest to najgorsze, co może stać się z naszą kurtką, ale o tym w dalszej części artykułu.
Jeśli jednak, zamiast w lewo, spojrzelibyśmy w prawo, ukaże nam się drugie najważniejsze miejsce w całej szkole. Jeżeli należymy do większości uczęszczającej na stołówkę szkolną, trzeba dołożyć wszelkich starań, by nie rozzłościć naszej kochanej pani intendentki, pani Moniki Kantorskiej – najłatwiej jest to zrobić poprzez regularne spóźnianie się z opłatami za obiady. Pewnego razu pełna słusznego gniewu pani Monika odmówiła mi sprzedaży po terminie, przez co przez cały następny miesiąc głodując, przeklinałem własną głupotę, patrząc zazdrośnie na mych sytych kolegów, będących w dobrym humorze po zjedzeniu ciepłego posiłku.
Część druga – wspinaczka po Yggdrasilu
Choć korytarze tej wielkiej czerwonej fortecy stanowią znaczną jej część, to nie ma tu zasad, które można złamać przez swą nieuwagę. Na wasze szczęście, mój drogi Czytelniku (choć niekoniecznie moje), nie jest to do końca prawda, o czym mam nadzieję, że się nie przekonasz.
W celu zadbania o anonimowość informatora, najstraszniejsze z jego wspomnień muszą zostać zaszyfrowane (tu wymagany jest od Czytelnika pewien poziom erudycji).
„By striggerować najstraszniejszy event tego dungeonu, należy wyrzucić z naszego eq zbroję pod boss roomem o nazwie ‘Io4. W momencie recallu do bazy pojawi się quest polegający na jej odzyskaniu. Po około 2 godzinnym śledztwie znacznik doprowadzi nas do wyżej wspomnianego boss roomu. W tym momencie mamy do wyboru dwie ścieżki: wciskamy ctrl i na stealthie próbujemy zakraść się i odzyskać zbroję (wymaga to wyrzucenia co najmniej 18 przy bonusie ze zręczności +5) Jeżeli twój build jest do tego nieodpowiedni, to musisz rzucić na perswazje, co określi wymiar loss penalty. Rzucenie naturalnej 20 oznacza brak konsekwencji, ale każdy inny wynik może skutkować potężnym vicious mockery ze strony tego zbyt OP enpeca”. By dopełnić grozy sytuacji, informator potwierdził, że zdarzyło mu się to dwukrotnie.
Do innych oczywistych głupot, które można popełnić w tym przejściu pomiędzy światami (salami), należy oczywiście dzielenie się wiedzą, do której nasi koledzy z klasy powinni dojść sami i to najlepiej w domu, szczególnie że cały czas jesteśmy pod czujnym okiem naszych kochanych nauczycieli. Jeżeli jest coś, czego nauczył się tutaj każdy z nas, to jest to odpowiednia organizacja czasu lub ponadprzeciętne zdolności pracy pod presją.
Część trzecia – Siedziby bogów
Ze względu na zróżnicowane profile kształcenia czytelników, postaram się nie wchodzić w szczegóły jak najbardziej możliwych do popełnienia błędów w konkretnych salach. Dosyć stwierdzić, że w sali 208 płacz nie pomoże uczniowi, a wręcz zaszkodzi, gdyż ręka szefa polonistów nie waha się przy wstawianiu jedynek czy rozdawaniu niezapowiedzianych kartkówek. Choć bujanie się na krześle jest niebezpiecznym procederem, które nie poprawi nam relacji z żadnym nauczycielem, to najgorszym miejscem zbrodni jest sala 104. Naoczni świadkowie mogą potwierdzić, że pewnemu delikwentowi pani dyrektor kazała przez 15 minut stać za karę, gdy poprzednie upomnienia nie pomogły. Podobnie koszmarnie może skończyć się nieuprawnione użycie telefonu. Naszego zakopertowanego przyjaciela będą musieli z sekretariatu odebrać rodzice. Odwiedzający salę 107 muszą pamiętać, że Wielki Brat patrzy, choć nie zawsze daje to po sobie poznać. Informacje o nierobieniu zadań, czy nieodpowiednich (nawet jeśli cichych) rozmowach, zapisywane są starannie w zeszycie, co z pewnością jest uwzględniane przy Sądzie Ostatecznym (ostatniej radzie pedagogicznej). Sala 203 jest miejscem poważnych doświadczeń, gdzie monotlenek diwodoru powinien być widoczny poza plecakami tylko w formie destylowanej. Biada spragnionym, którzy o tym zapomną!
Część czwarta – Szczyt Olimpu
O dziwo, błędu, który doprowadzi nas do najwyższych części najlepszej szkoły dwudziestolecia, nie da się popełnić na samym strychu. Powód tej sytuacji jest dosyć prozaiczny. Dostęp do góry bogów może być przyznany nam jedynie przez herosa w jasnozielonej koszulce, posiadającego klucz. Pobyt autora tego artykułu w tym niezwykłym miejscu był skutkiem zgodzenia się na odbycie pracy, której nie powstydziłby się sam Herakles – wniesienia ławek. Nie jest to łatwe zadanie, dlatego stanowczo odradzam je tym, którzy nie należą do przysłowiowych „silnych chłopców”.
Część piąta – świat niematerialny
Opuszczając codziennie mury tej wspaniałej placówki edukacyjnej, warto pamiętać, że nie przestajemy być jej uczniami. Szczególnie dotyczy to naszej działalności w innym świecie – wirtualnym. Nasza kadra pedagogiczna nie jest komputerowymi analfabetami, a wręcz przeciwnie, o czym można się boleśnie przekonać postując czy komentując w sposób nieprzystający elitarnej młodzieży. Kochani nauczyciele dbają również, byśmy się wysypiali, dlatego ważne jest, by uważać z aktywnością na mediach społecznościowych po zapadnięciu ciemności. Nie trzeba również mądrości Ateny, by zrozumieć, że ćwirknięcia na platformie z charakterystycznym niebieskim ptakiem mają jasno pokazaną datę wysłania, dlatego warto zastanowić się dwa razy, nim puścimy w świat namacalny dowód naszego nieuważania na lekcji. Polacy żyjący pod okupacją niemiecką z niechęcią zaglądali do gazet w celu zdobycia informacji o zmieniających się przepisach – pełne spamu grupy klasowe są tutaj dosyć podobne. Choć setki nieprzeczytanych wiadomości mogą nas odrzucać, to warto zabawić się w poszukiwacza złota, w celu zdobycia takich cennych informacji, jak na przykład zmiana planu lekcji czy zastępstwo, które wielokrotnie potrafiły się pojawiać późno, dzieląc następnego dnia uczniów na tych, którzy przeczytali wiadomość po godzinie 21 i tych nieprzygotowanych.
Część szósta – podróży kres
Niestety nasza wspólna wyprawa dobiega tutaj końca. Z pewnością spotkamy się jeszcze, by wspólnie omówić inne wybryki, których byłem świadkiem, a które zakończyły się powodzeniem. Niestety, z oczywistych powodów, będę musiał postąpić niczym Kopernik z wydaniem „De revolutionibus orbium coelestium”, co oznacza opóźnienie naszego kolejnego spotkania, do czasu, gdy nie będę związany ocenami zwykłych śmiertelników (szczególnie takimi, które znajdują się na świadectwie) Tak więc do kolejnego spotkania, żegnaj!
Błędy popełniał dla Was Hubert Solecki.
Grafika okładkowa: Bruno Bednarski.