Do zobaczenia za dwa tygodnie
Dokładnie rok temu nasz świat stanął na głowie. Od dwóch miesięcy wszędzie mówiono o jakimś dziwnym wirusie z Chin, w szkole pojawiało się coraz więcej plakatów na temat bezpieczeństwa i mycia rąk. Wkrótce dotarły do nas informacje o pierwszych zakażeniach. Napięcie wisiało w powietrzu. W końcu w środę 11 marca zapadła decyzja o zamknięciu szkół na dwa tygodnie. Jeszcze nikt wtedy nie wiedział, że opuszczaliśmy wtedy Trzynastkę na długi czas. Od tego momentu wszystko wyglądało inaczej… Dziś, po upływie roku warto podsumować to, co się zdarzyło i postawić sobie parę pytań. Kim byliśmy wtedy, a kim jesteśmy teraz? Co w naszych życiach się zmieniło? Co utraciliśmy? I wreszcie – co nas czeka?
Nikt nic nie wie
Zamknięcie szkół było zaskoczeniem dla wszystkich. Mówiło się o jakieś nauce zdalnej, ale nikt nie rozumiał co, to w praktyce oznacza. Nauczyciele powtarzali nam, że nauka z domu to nie są ferie. Każdy na własną rękę próbował odnaleźć się w sytuacji. To był czas chaosu i nowych odkryć. Różnymi kanałami szkoła powoli wkradała się do naszego życia. Na naszych skrzynkach mailowych pojawiły się pierwsze zadania do samodzielnego wykonania. Niektórzy próbowali prowadzić e-lekcje na zoomie albo na discordzie. Niedługo ten stan zawieszenia miał się skończyć, a myśl o szybkim powrocie do szkoły stawać się mrzonką.
Nowa normalność
Pod koniec marca weszliśmy w nową fazę nauki zdalnej. Nie było już czasu do stracenia. Przedstawiono nam nowy plan lekcji. Właśnie wtedy w naszych życiach pojawił się on. Próbował udawać szkołę, ale wyglądał zgoła odmiennie. Jego sale lekcyjne to zespoły, tablice wpisami na kanale ogólnym i udostępnianymi ekranami, karty pracy plikami w zakładce Zadania, a przyjaciele – ikonkami z inicjałami. Nauczali u niego ludzie całkiem podobni do nauczycieli z Trzynastki, jednak ich głosy były komputerowo zniekształcone, twarze obrazkami na monitorach, lekcje spotkaniami na zespole. Mowa oczywiście o naszym codziennym towarzyszu pandemicznej codzienności – platformie MS TEAMS. Dziś ten czas wielu wspomina z cichą tęsknotą. Lekcje zaczynały się o dziesiątej (chronicznie niewyspani odetchnęli wtedy z ulgą), ich długość zależała od nauczycieli (niektórzy nie potrafili skończyć przez 2,5 godziny), maksymalnie cztery na dzień (niektóre co dwa tygodnie). Nauczyliśmy się szkoły na nowo. Za oknem rozkwitała wiosna, a my tkwiliśmy zamknięci w domach. Z czasem zaczęliśmy odczuwać zmęczenie, coraz trudniej było się zmotywować. Wielu z nas musiało zmierzyć się ze swoimi głęboko skrywanymi upiorami. Narastała tęsknota za codziennością sprzed pandemii, za przyjaciółmi, za spotkaniami, za ludźmi. Szkoła na stałe urządziła się w naszych pokojach. Powrót do szkoły przekładano na coraz to odleglejszy czas. Zobaczyliśmy się dopiero na rozdaniu świadectw.
Dziwne wakacje
Wakacje roku 2020 były inne od wszystkich. Wszyscy pragnęli odetchnąć. Na ulicach nie trzeba było nosić maseczek, pogoda dopisywała. Nastąpiło czasowe rozluźnienie, a niektórzy ogłosili nawet odwrót pandemii. Jednak była to trochę udawana normalność. COVID–19 wciąż był wśród nas. Wszędzie stały dozowniki z płynem do dezynfekcji, obowiązywały limity osób przebywających w miejscach takich jak restauracje, muzea i kina. Mieliśmy wolne od szkoły, ale nie od pandemii i nie od domowej codzienności.
Wracamy, ale na jak długo?
Wrzesień. Długo wyczekiwany powrót do szkoły, spotkanie z klasą, z nauczycielami, z paniami z szatni. Nikt nie wierzył, że to potrwa długo. Dezynfekcja przy wejściu, dezynfekcja w klasie, maseczki na korytarzu, niektóre sale zamienione na pokoje nauczycielskie np. dotychczasowa sala wosowców 308. Poza tym wszystko jak zwykle. Trzynastka żyła po swojemu. Lekcje, sprawdziany, zadania, nauka, przerwy, obiady, kawa w Palarni. Z czasem myśleliśmy, że ten stan się utrzyma. Jednak pandemia była nieubłagana. Liczba zakażeń z dnia na dzień rosła. Proroctwa z początku roku o rychłym powrocie do nauki zdalnej się potwierdzały. Łudzono nas jeszcze trybem hybrydowym, ale funkcjonował on jedynie tydzień. Ostatni tydzień października spędziliśmy już ze starym dobrym Teamsem.
Nauka zdalna po raz drugi
Ten moment nie był szczególny. Wszyscy wiedzieli, czego się spodziewać. Jednak tym razem nie było już tak łatwo jak wiosną. Lekcje odbywały się zgodnie z normalnym planem, trwały 45 minut (potem skrócone do 30 – 35), na zewnątrz szara jesienna rzeczywistość. Poranki stały się coraz trudniejsze, motywacja osiągnęła zerowy poziom. Wydaje mi się, że końcówka nieszczęsnego 2020 była najtrudniejsza. Materiał gonił nas do przodu, a dni zlewały się ze sobą. Szkoła stawała się coraz bardziej odległa i nieznacząca. Łatwo o przespanie lekcji czy o spóźnienie. Trudno coś zanotować czy zapamiętać. Tak było do świąt Bożego Narodzenia. Po nich zaczęły się najdłuższe ferie w historii. Mogliśmy wreszcie wyłączyć komputery i spędzić czas z rodziną. Potem pożegnaliśmy znienawidzony 2020 rok. Nie oczekiwaliśmy cudów, ale mieliśmy nadzieje na lepszy czas. Niebawem ferie się skończyły, a my zaczęliśmy kolejne dnie spędzać przed komputerem. Byliśmy coraz bardziej przyzwyczajeni, odnajdując rutynę i stabilność w niestabilnych czasach. I trwamy tak do dziś. Życie jakoś się toczy, bo toczyć się musi, a każdy z nas kreuje swój pandemiczny świat.
Co dalej?
Gdy to wszystko się skończy świat będzie wyglądał już inaczej. Nikt nie zwróci nam tego, co straciliśmy. Nie oddadzą nam burzliwego czasu liceum, utraconych przyjaciół, zmarnowanych szans, przespanych lekcji, studniówki. Jednak jako społeczeństwo będziemy bogatsi o to jakże uniwersalne doświadczenie. Nauczyliśmy się w tym czasie wielu nowych rzeczy. Nie było i nie jest nam łatwo. W pewnym sensie pandemia nas kształtuje. Pokazała, że świat jest kruchy, że wszystko w jednej chwili możemy stracić. Jednak paradoksalnie pokazała też, że jesteśmy silni. Bo znosimy trudy tych czasów, wstajemy każdego kolejnego dnia, kreujemy świat na bazie tego, co mamy, doceniamy to, co nas otacza, umacniamy nasze więzi. Czasy pandemii zmusiły nas do redefinicji i wyniesienia do nowego poziomu solidarności. I niech to właśnie solidarność będzie naszą końcową lekcją czasów pandemii.
11 marca 2020 roku wspominał dla Was Bartek Bielecki.
Zdjęcie okładkowe: Mateusz Grąbczewski.