Szczepionki pod mikroskopem – obalamy mity

Pandemia jest czymś, co zostało omówione przez wszelkie portale, środowiska naukowe oraz publicystów. Nie ma sensu nadmiernie o tym pisać, gdyż wniosek jest prosty: wszyscy mamy dość życia, które stało się jeszcze mniej normalne niż kiedykolwiek wcześniej. Jednakże zaczynamy widzieć w tym tunelu pandemicznej rzeczywistości pewien promyk nadziei, szansę na wyjście z kryzysu i powrót do świata, w którym nie boimy się o zdrowie swoje i naszych ukochanych bliskich. Tym promykiem są oczywiście szczepienia, tak długo wyczekiwane szczepienia, które w oczekiwaniach społeczeństwa miały zbawić świat. Jednak tak się nie dzieje. A przynajmniej ten proces jest zbyt powolny. WHO mówi wprost: pandemia jest szybsza niż dystrybucja szczepionek. Problem oczywiście ma charakter globalny, lecz wszyscy powinniśmy przeciwdziałać mu we własnym zakresie.

Ale co to znaczy „we własnym zakresie”? Czy możemy zaufać informacjom, które nas zalewają od końca grudnia? Czy szczepionki dostępne w Polsce powinny budzić obawy? Próbując się przeciwstawić dezinformacji, nieufności i lękowi, pojawiającym się w naszym społeczeństwie, odbyłem na ten temat rozmowę z osobą, której ufamy i którą znamy ze szkolnych korytarzy: z panią dyrektor Beatą Stępkowską-Styś. Zadane pytania mają na celu przybliżyć nam, uczniom ZSO nr 7, ten zawiły temat i wytłumaczyć, w jaki sposób możemy pomóc sobie i innym.

Mateusz Grąbczewski: Zwracam się do Pani jako do naszego szkolnego i naukowego autorytetu w kwestiach biologii z pierwszym, podstawowym pytaniem: czy szczepionki są bezpieczne?

p. Beata Stępkowska-Styś: Współczesne szczepionki na pewno są bezpieczniejsze niż jeszcze jakiś czas temu. Natomiast musimy się zastanowić, co rozumiemy pod pojęciem słowa „bezpieczne”. Są one na tyle bezpieczne, że wbrew temu, co słyszymy w mediach i co przekazują sceptycy, nie wywołują one bezpośrednich schorzeń czy innych szkód. Ale ZAWSZE zdarza się margines, do którego należą osoby o osłabionej odporności, ze schorzeniami zdiagnozowanymi i niezdiagnozowanymi, wtedy szczepionki faktycznie mogą wywołać tzw. reakcje niepożądane. Szczepionki NA PEWNO wprost nie szkodzą, nie ma tutaj wątpliwości. Nie mogą szkodzić, m.in. po to są wcześniejsze badania naukowe zakończone testami klinicznymi, o których się tak dużo mówi. To właśnie testy kliniczne potwierdzają nieszkodliwość preparatu i my, przyjmując produkt o nazwie „szczepionka”, powinniśmy być przekonani, iż jest to substancja bezpieczna.

MG: Bardzo dobrze, to dosyć budująca informacja. W takim razie, ważną kwestią jest fakt, że ludzie boją się przyjmować preparaty, które zostały wynalezione w stosunkowo krótkim czasie. Jak się Pani do tego odniesie?

p. BS: Faktycznie konstrukcja szczepionki to zwykle długotrwały proces, jego częścią jest m.in. izolacja antygenu, czyli cząsteczki, na którą nasz organizm powinien silnie reagować. Następnie ma miejsce tworzenie modelu szczepionki, tak jak w przypadku preparatów na COVID-19, tych wektorowych i mRNA. Dopiero później badana jest siła reakcji immunologicznej i właśnie powikłań. To się zasadniczo wydłuża do wielu lat, jednak w tym przypadku było możliwe skrócenie procesu dzięki pominięciu etapu związanego z wynalezieniem typu szczepionek. Ten typ szczepionek [mRNA], nie mówiąc już o starszych wektorowych,  był wynaleziony dużo, dużo wcześniej, a więc można było skupić się na wyizolowaniu antygenu wirusa Sars-Cov-2, białka S, czyli tego „kolca” niezbędnego przy infekcji. Potem miały miejsce badania kliniczne. Można powiedzieć, że proces ten został skrócony w taki naturalny sposób, ponieważ owy „model” był gotowy. Proces badań został przyspieszony, to prawda, jednak wierzymy w kompetencje, nikt nie ukrywa, że czas pracy jest niestandardowy. Jednak wzrastająca potrzeba musiała generować odpowiednie tempo działania.

MG: Jest to dość ważne spostrzeżenie, nie powinniśmy zapominać o nadzwyczajnej sytuacji, w której zostaliśmy postawieni. Jednak wrócę do uprzedniej wypowiedzi, użyła Pani dwóch określeń – szczepionka mRNA i wektorowa. Czym się one różnią? I z czego wynika mniejsze zaufanie społeczne do wektorowych?

p. BS: Różnią się…i się nie różnią. Skupię się najpierw na podobieństwach. Brak różnicy polega na tym, że mają one po prostu wywołać u nas odpowiednią odpowiedź immunologiczną. Bardziej zaawansowani w biologii będą wiedzieli, że dzieje się to na poziomie odporności humoralnej i komórkowej, jednak nie ma sensu się w to wgłębiać. Mają wytworzyć przeciwciała, o których tak głośno w przestrzeni publicznej.  Robi to i jedna i druga grupa. Pfizer i Moderna – pierwsze preparaty, które pojawiły się na rynku są szczepionkami mRNA. Ich działanie polega na tym, że nie mamy jakiegokolwiek kontaktu z wirusem, lecz dostajemy cząsteczkę kwasu nukleinowego, który powstaje w wyniku przepisania informacji z genomu wirusa. Produkowany jest antygen w formie białka ze zmodyfikowanym jednym aminokwasem, w  taki sposób, by nie był on szkodliwy i aby wywołał odpowiednią odpowiedź. Podczas podania domięśniowego następują procesy prowadzące do wytworzenia białka, które szybko nasz organizm „odbiera” jako antygen i produkuje przeciwciała. Jest to oczywiście skrót myślowy, który raczej dobrze pokazuje o co w tym chodzi. Właśnie tak działa szczepionka mRNA.

MG: … a szczepionki wektorowe?

p. BS: Produktom firm Johnson&Johnson i AstraZeneeca, zaszkodziła beznadziejna promocja medialna. To był bardzo ciężki moment dla ludzi zaangażowanych w produkcję tego typu szczepionki. Dla odmiany od mRNA dostajemy wirusa, lecz nie jest to wirus Sars-Cov-2. Co to znaczy wektor? Wektor czyli nośnik. W laboratoriach opracowano adenowirusa, który dzięki inżynierii genetycznej utracił możliwość replikacji. Nie ma możliwości namnożenia się w naszym organizmie, ale do jego genomu podano fragment z genomu Sars-Cov-2 zawierający tylko fragment z informacją o białku S. Po szczepieniu materiał genetyczny musi się przepisać na mRNA, następnie z mRNA powstaje białko i pojawia się odpowiedź immunologiczna. Jak widać – drugi etap jest taki sam, a różnica polega tylko na tym, co dostajemy do mięśnia. Niektórzy mówią, iż gotowe mRNA jest „bezpieczniejsze”; za to innym nie robi to różnicy, gdyż odpowiedź organizmu jest taka sama. Faktem jest, że otrzymujemy zmodyfikowanego adenowirusa. Rekomendacja Europejskiej Agencji Leków jest jednakowa dla wszystkich i mówi wprost: nie ma różnicy czy to mRNA, czy wektorowa, jej podstawowe działanie jest TAKIE SAMO. Natomiast to, co czasem się czyta lub ogląda… biolog może tylko tworzyć memy i się śmiać. Jednak biologowie stanowią mniejszą część społeczeństwa. Pytanie, czy szczepionka mRNA łączy się z naszym DNA? No nie, NO NIE, jest to niemożliwe. Sceptycy powiedzą, że wszystko było kiedyś niemożliwe, ale minimum wiedzy biologiczno-chemicznej wystarczy, aby wiedzieć, że mamy do czynienia z inną cząsteczką: DNA to DNA, a RNA to jest RNA, mRNA to wciąż rodzaj RNA. Dokąd ono ma się włączyć? W jaki sposób? A nawet jakby do tego doszło, to co? Tylko tyle, że byłoby to cały czas białko, na którym organizm produkowałby przeciwciała. Jednak zaznaczę, że to jest niemożliwe. Dla biologów to jak walka z wiatrakami, gdyż ciągle znajdą się sceptycy, jednak tutaj… nie ma do czego się przyczepić. Jest to bolesne, że wzbudza to tak silne emocje, a na grypę i tak się szczepimy. Już nie wspominając o prawnie regulowanym kalendarzu szczepień dla rodziców, tam nie ma żadnych wątpliwości, pomijając środowiska antyszczepionkowe. Niestety szczepionkom towarzyszy lęk związany z epidemią, zagrożeniem i ogromną śmiertelnością, a więc wszystko, co jest z tym związane, włącznie ze szczepionkami, będzie budzić niepokój społeczny.

MG: Uprzedziła Pani jedno z moich pytań dotyczących właśnie AstraZeneci, więc może trochę je zmodyfikuję: co Pani sądzi o dzieleniu szczepionek na „lepsze” i „gorsze”? Panuje przekonanie, o tym że przykładowo Pfizer jest lepszy.

p. BS: …ta jest lepsza, a ta gorsza…tak rozumiem. Ja jestem zaszczepiona dwoma dawkami AstryZeneci, mój mąż jest po drugiej dawce Pfizera. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą w kontekście „ja mam lepszą/gorszą szczepionkę, niż ty”. Nie, cieszymy się, że jesteśmy zaszczepieni i oddaliliśmy od siebie ryzyko choroby lub ciężkiego przebiegu. Jeśli pytasz o dzielenie przez ludzi preparatów na gorsze czy lepsze, ja zapytam inaczej: a jakie ci ludzie mają kompetencje, aby takie sądy wygłaszać. Ja nie uważam, że mam takie kompetencje i gdyby ktoś mnie dziś zapytał, która z nich jest lepsza czy gorsza, odpowiedziałabym tak: „Mogę ci coś powiedzieć zarówno o jednej jak i o drugiej,  rozumiem mechanizm ich budowy i działania, konieczność odpowiedniej ilości dawek. Jednak nie mam żadnych kompetencji, żeby mówić o nich w kategoriach lepsza/gorsza”. Tutaj ponownie odwołam się do naszego wyznacznika, czyli Europejskiej Agencji Leków. One są wszystkie jednakowe z perspektywy efektu końcowego, czyli wytworzenia odpowiedniego poziomu odporności, także jestem daleka od takiego podziału. Choć zaryzykuję jeden, że dla mężczyzn lepsza jest jedna: Johnson&Johnson…

MG: …bo jest jednodawkowa?

p. BS: [śmiech] Bo jest jednodawkowa, a więc jest tylko jedno kłucie, a panowie nie przepadają za ukłuciami, więc pod tym względem jest lepsza, ale tylko i wyłącznie pod tym.

MG: [przez śmiech] Czy ja wiem czy to takie straszne? Aż tak tego nie przeżyłem. Na sam koniec pozwolę sobie zadać pytanie o efekt końcowy. Często słyszymy o tzw. „odporności zbiorowej”. Jak ją osiągnąć poza szczepieniem się?

p. BS: Tylko szczepieniem się. Teraz jesteśmy w bardzo trudnym momencie, wcześniej oczekiwaliśmy na szczepienia, teraz mamy szczepionki, ale system dystrybucji nie jest tak wydajny, jakbyśmy tego oczekiwali. Dodatkowo spora grupa ludzi mówi, że nie chce się szczepić. Jeśli nie zaszczepimy odpowiedniej części populacji (70-80%), nie osiągniemy zamierzonego efektu. Jeżeli do tego nie dołożymy osób, które już przeszły chorobę, nie osiągniemy zbiorowej odporności. Pozostaje pytanie – z czego wynika ten „trudny moment”? Nie jesteśmy w stanie wyprzedzić wirusa. Nie posiadamy jeszcze tak dużej wiedzy, aby przewidzieć, jak będzie on ewoluował – a będzie – i jest to pewne. Na ile szczepionki okażą się skuteczne w dłuższej perspektywie? Czy nie będzie trzeba powtarzać dawek? Przepraszam teraz za moje osobiste zdanie, lecz ta konieczność powtarzania szczepień z reguły obniża liczbę chętnych, tak jak ma to miejsce przy grypie czy ospie. Część ludzi pod wpływem różnych środowisk dochodzi do wniosku: „Dobra, raz to pójdę”, ale jeżeli muszą powtarzać wizytę, sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

MG: Zjawisko nieprzychodzenia ludzi na drugą dawkę jest niestety powszechne, mówimy o kilku tysiącach, a jest to niepokojące.

p. BS: Tylko dlaczego tak jest? Ponieważ myślą, że ta pierwsza dawka wytworzy „jakiś” umowny poziom przeciwciał, który wystarczy, aby pozbyć się presji społecznej. Więc jak mówię: jesteśmy w trudnej sytuacji dlatego, że nie znamy tego wirusa aż tak dobrze jakbyśmy tego chcieli. Nie chcę w tym miejscu szerzyć pesymizmu, ale wszyscy słyszmy o pojawiających się mutacjach. Sama często słucham różnych naukowców, którzy są dla mnie autorytetami. Na przykład pani profesor Gańczak, która w sposób bardzo ostrożny i wyważony mówi wyraźnie: „Potrzeba czasu”. Lecz czy możemy coś robić ? Owszem, możemy i musimy, powinniśmy, niestety nie wszyscy tak myślą.

MG: A jak przekonałaby Pani uczniów naszej szkoły do szczepienia się, bo to głównie do nich skierowany jest ten artykuł? Rozumiem, że to trudne pytanie, ale chodzi mi o przekonanie zarówno uczęszczających do klas biologiczno-chemicznych, jak i tych z klas o innych profilach.

p. BS: Na pewno odwołam się w tym momencie do historii, gdyż historia pokazuje-

MG: Humaniści zrozumieją [śmiech].

p. BS: Tak! Wszyscy powinniśmy popatrzeć w przeszłość  – to, że nie umieramy na wiele chorób, zawdzięczamy dwóm elementom: szczepionkom, które powstały dzięki Edwardowi Jennerowi, oraz antybiotykom związanym nierozerwalnie z postacią Pasteura. Owszem, szczepionki na COVID-19 powstały szybko, ale doświadczenia z XVIII i XIX wieku pokazują, ilu ludzi zawdzięcza życie szczepieniom. Zapominamy o tym i nie dajemy sobie szansy, żeby w przyszłych wiekach powiedziano: „Tak, spójrzcie jak wtedy poradzili sobie z COVIDEM”. Nie mam pewności, czy tak będzie, ale historia udowadnia, że my też ją tworzymy i to na nas będą kiedyś spoglądać z perspektywy czasu. Ponadto, gdyby znaleziono nowe rozwiązania przy obecnym stopniu rozwoju nauk biologicznych i medycznych, na pewno zostałyby już zaproponowane – ale tak się nie stało. Musimy więc wierzyć, że jest to szczyt naszych możliwości na dziś. Warto też spojrzeć w statystyki, na wydarzenia ostatniego 1,5 roku, na to, co działo się w Polsce, Europie i na świecie. Jeżeli nawet statystyki nie są wystarczająco przekonujące należy poszukać przykładów w najbliższym otoczeniu – sama znam rodziny, które na przestrzeni kilku tygodni straciły dziadków czy innych bliskich. Jeżeli nie chcemy ponieść większych strat, a nie chcemy, to właściwie nie powinnam przekonywać, lecz zaapelować: proszę się zaszczepić, gdyż jest to jedyna, powtarzam JEDYNA droga do właściwej ochrony. Leków nie ma.

MG: Historia lubi się powtarzać – również w tym pozytywnym znaczeniu.  

p. BS: Więc tak, jako biolog odnoszę się tutaj do historii [śmiech].

MG: Przypomnijmy sobie o naszych rodzinach i o nas samych. Bardzo Pani dziękuję za udzielony wywiad i mam nadzieję, że przyniesie on jakiś efekt. SZCZEPMY SIĘ, to nie takie straszne.

Tak jak wspomniałem na początku, znajdujemy się w trudnej sytuacji, ale razem możemy jej zaradzić. Przekonujmy swoich bliskich, sami rejestrujmy się jak najszybciej, ponieważ to, jak potoczy się dalej ta pandemia zależy od nas i naszej mobilizacji. Jeśli nie zaszczepimy jak największej liczby ludzi w jak najkrótszym czasie, zaistnieje szansa na pojawienie się mutacji groźniejszych niż obecne. Wszyscy jesteśmy inteligentnymi ludźmi, a więc wszyscy powinniśmy rozumieć powagę sytuacji. Zbliżają się wakacje, to idealna okazja aby przyjąć preparat, nieważne czy wektorowy czy mRNA, nie tylko po to, aby swobodnie podróżować, ale przede wszystkim, żeby doświadczyć pełnego, normalnego roku szkolnego. Powtarzając pewną rządową kampanię informacyjną: SZCZEPIMY SIĘ!

Miłość do szczepień zaszczepiał w was Mateusz Grąbczewski.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.