Swoje własne miejsce

Trzynastka jest miejscem niezwykle specyficznym. Pomimo tego, że różnic w porównaniu do utartej wizji polskiej szkoły średniej można doszukać się w zasadzie na każdym kroku, to jak w każdym środowisku, funkcjonują podziały. Przecież w każdym „Humanie” są Wosowcy, Poloniści oraz Historycy, a “Biolchem” dość jasno dzieli się na „Biol” oraz „Chem”, jednak wszelkie rozbicia scharakteryzować można dużo dogłębniej. Jakkolwiek by nie było, nawet w tak powszechnym zjawisku jak zwykłe podziały społeczne, Trzynastka potrafi wprowadzić rewelacje. 

Przy kształtowaniu klasy szczególny udział mają olimpiady. Oczywiście w naszej szkole znajdzie się niejeden uczeń od olimpiad stroniący, ale w przypadku większości osób na początku ich trzynastkowej drogi, przydzielili się oni do jednych z zajęć fakultetu olimpijskiego, czy też po prostu olimpiady z ulubionego przedmiotu, jeśli fakultet nie jest prowadzony. 

Innym czynnikiem są – obarczając prawie każdego ucznia po równo przymusem przypisania się gdzieś – matury. Wybór rozszerzeń na egzaminie maturalnym jest chwilą, podczas której dochodzi do ostatecznego podzielenia klasy. Niektórzy znają swoje rozszerzenia jeszcze przed rozpoczęciem nauki w liceum, często wiążąc je z olimpiadami, w których biorą udział, gdzie upragnione osiągnięcie tytułu owocuje zwolnieniem z egzaminu, lecz inni znajdą swoje rozszerzenia dopiero z biegiem czasu, być może na krótko przed samą maturą, niemniej to właśnie ona wykreuje nam pewien podział. 

Zarówno w przypadku wyboru danej olimpiady jak i matury zachodzi zjawisko znane każdemu uczniowi Trzynastki – uformowanie się grupy społecznej. Grup w żaden sposób nieuzależnionych od nauki w naszej szkole oczywiście nie brakuje, jednak to te od nauki uzależnione wykreują nam podwaliny pod tworzenie następnych, coraz to luźniej z poszerzaniem wiedzy związanych. To właśnie takie grupy już w najwcześniejszym stadium kształtują trzynastkową społeczność. 

Ale czy podziały są nam w ogóle potrzebne? I tak i nie. W końcu każdy z nas desperacko szuka siebie, wartości, które chce sobą reprezentować oraz dziedziny, w której chce się doskonalić. Takie podziały potrafią to ułatwić, ale czy nie jesteśmy nieco zmuszani do przypisania się… gdzieś?   

Przykładowo w klasie społeczno-prawnej znajdują się z zasady trzy rozszerzenia: język polski, historia i wiedza o społeczeństwie. Przede wszystkim klasę rozłamują na grupy zajęcia IPN. Zajęcia z Wosu oraz języka polskiego odbywają się o tej samej porze, co samo w sobie prowadzi do pierwszych podziałów. Wpływ na nie mają też same formuły tych dwóch olimpiad, które znacznie od siebie odbiegają, co sprawia też, że nauka do nich bardzo się różni. Te czynniki sprawiają, że zachodzi antagonizm między Polonistami oraz Wosowcami. Mawia się nawet, że reprezentują oni inne rodzaje humanizmu. Odmienność tych dwóch fakultetów sprawia, że dochodzi do wykreowania się dwóch znacznie odmiennych od siebie archetypów uczestnika. Na tej zasadzie uczniom przypisuje się zestaw cech w zależności od przynależności ipnowej – Wosowiec z reguły postrzegany jest jako osoba ułożona i pewna siebie, acz nieco sztywna, zaś Polonistę ilustrujemy najczęściej jako osobę wrażliwą i rozmarzoną, ale wylewną. W tym wypadku częścią archetypu może okazać się nawet płeć. Wyobrażenie zakłada, że OLiJP jest obsadzony głównie przez dziewczyny, podczas gdy na fakultecie wosowym widocznie przeważają chłopcy. Oczywiście w obu przypadkach mamy uczestników płci nieuchodzącej za typową dla danej olimpiady, jednak różnice są zauważalne, a stosunki wręcz odwrotne. Co więcej, zauważyć można pewną rywalizację między tymi grupami. Jedna z nich nie może przecież odstawać od drugiej. Dużym problemem jest spojrzenie na ucznia jedynie przez pryzmat przynależności do fakultetu. Zdarza się, że (często podświadomie) Wosowiec będzie unikał niektórych tematów podczas rozmowy z Polonistą i odwrotnie, zakładając przy tym, że ma on zupełnie inny światopogląd, czy najzwyczajniej nie zrozumie niektórych nawiązań do literatury lub polityki. Patrzenie w ten sposób może nawet doprowadzić do ekstremum – odgórnej niechęci do reprezentanta „innego rodzaju humanizmu”, jednak do takich sytuacji – dzięki świadomości absurdu tej postawy – na szczęście nie dochodzi. 

Zdecydowanie mniej zarysowane jest wyobrażenie Historyka. Dlaczego? Przede wszystkim nie występują tu żadne zajęcia pełniące funkcję fakultetu z historii, co sprawia, że zdarza się Poloniście czy Wosowcowi dzielić te role z byciem Historykiem. Olimpiada Historyczna, jak i rozszerzona matura z tego przedmiotu zaskakująco często przyciąga też uczniów spoza klasy humanistycznej. 

Do tego mamy Olimpiadę Filozoficzną. W tym wypadku archetyp Filozofa nie jest na tyle zarysowany co powyższe. Oczywiście wielu uczestników fakultetu filozoficznego to przede wszystkim Poloniści, co wynika z bliźniaczej formuły obu olimpiad oraz wspólnego opiekuna, pomimo tego na zajęciach z filozofii często spotkamy uczniów rozpoznawanych jako Wosowcy. Rzecz jasna są też uczestnicy, dla których Olimpiada Filozoficzna jest jedyną, w której biorą udział, a nawet znajdą się tacy, którzy chodzą do klasy matematyczno-fizycznej… 

Inaczej się sprawy mają w klasach biologiczno-chemicznych. Tutaj pomimo formalnego istnienia trzech rozszerzeń uczniowie skupiają swą uwagę głównie na biologii i chemii. Podobnie jak na społ-prawie zajęcia z tych przedmiotów odbywają się w tym samym czasie, co naturalnie wiąże się z podziałem. Osoby piszące obie olimpiady zdarzają się więc relatywnie rzadko.  Nie można powiedzieć oczywiście o żadnej niechęci między uczniami, jednak wewnątrz grupy zdarzają się mniej lub więcej znaczące porównania – począwszy od niewinnego przeglądania odpowiedzi koleżanek i kolegów na kartach pracy, kończąc na (również często podświadomie) tworzeniu rankingu, przez pryzmat choćby wyników uzyskanych w olimpiadzie, a co za tym idzie – umieszczeniu siebie w nim. 

W klasie matematyczno-fizycznej trudno jest o jakiekolwiek cechy związane bezpośrednio z przynależnością do danej grupy. Zajęcia dodatkowe z fizyki, matematyki, jak i astronomii odbywają się w innych terminach, a uczestnicy tych zajęć w dużej mierze się pokrywają. Co prawda zdarzają się określenia mówiące o tym, że Fizycy są nieco bardziej otwarci od Matematyków, jednak nie są to wyobrażenia na tyle powszechne, żeby móc coś stwierdzić. Astronomom przypisuje się sumienność, ale wynika to prawdopodobnie z tego, że zajęcia z tej dziedziny odbywają się w soboty, a grupy uczestników są nieco mniejsze od fizycznej czy matematycznej. 

Nie oznacza to jednak, że wyodrębniona grupa w tej klasie nie występuje. Jako taką można uznać informatyków, którzy uchodzą za nieco zamkniętych w swoim środowisku, obracających się głównie w swoim gronie. 

Klasa matematyczno-przyrodnicza przypomina tę matematyczno-fizyczną, jednak w porównaniu do „Matfizu”, „Matprzyr” wprowadza drobne innowacje. Pierwszą z nich jest brak IPNów, co znacznie odróżnia tę klasę na tle pozostałych. Do tego pojawia się dodatkowe rozszerzenie – geografia. To właśnie z klasy matematyczno-przyrodniczej wywodzą się uczestnicy Olimpiady Geograficznej. Sama matura z geografii cieszy się zainteresowaniem uczniów. Choć nie przyciąga tylu interesantów co matematyka czy fizyka, duża część klasy „C” wybiera właśnie geografię. 

Istnieje też nieuzależniona od profilu kształcenia grupa Anglistów oraz Germanistów. Uczestnicy OJA oraz OJN również okazują się niezbyt zarysowaną grupą (myślę, że najmniej zarysowaną ze wszystkich wymienionych). Wynika to przede wszystkim z tego, że uczniowie pracują z różnymi opiekunami, co sprawia, że grupa społeczna tak naprawdę nie powstaje. 

Oczywiście czynników tworzenia się podstawowych grup społecznych jest znacznie więcej. Absolwenci SP6 lub Gimnazjum nr 16 na pewno dużo szybciej integrują się z klasą dzięki zawartym wcześniej znajomościom, a dzięki pracy z niektórymi nauczycielami – nieco bardziej wiedzą czego się spodziewać i choć nie zawsze można stwierdzić, że mają oni łatwiejszy start, to na pewno na początku są zdecydowanie bardziej obeznani w szkolnych realiach. 

Naturalnie stereotypów nie można potwierdzić, ani też w pełni obalić. Byłoby to zarówno krzywdzące jak i błędne, lecz pewne cechy ogólnikowe można trwale przypisać członkom odpowiednich grup. Należy przy tym jednak pamiętać, że Polonista, Historyk, Filozof, Wosowiec, Biolog, Chemik, Matematyk, Geograf, Fizyk i Informatyk to tylko proste określenia za którymi kryje się o wiele więcej takich określeń i nieokreśleń. Mnie służyły jedynie jako uproszczenia ułatwiające klasyfikację i omówienie podziałów w naszej szkole.  

Podziałów, których nie możemy się wypierać. Są one przecież niejako częścią naszej tożsamości. W końcu nasz ulubiony przedmiot w mniejszym lub większym stopniu nas odzwierciedla. Do Trzynastki aktualnie uczęszcza około 450 uczniów i uczennic. W tak licznym gronie, niczym pośród zwierząt stadnych w naturalny sposób powstają podgrupy. Jednak nie ma tu mowy o jednoznacznym określeniu ucznia jedynie na tej podstawie. Wręcz przeciwnie, grupy społeczne, których stajemy się członkami pozwalają nam ukierunkować się w kontekście określenia samych siebie. Być może nawet w odnalezieniu swojej drogi?  

Trzynastka jednak swoją specyfiką sprawia, że już na wczesnym etapie turnusu jesteśmy zobligowani jasno określić jego kierunek. Niektórym to odpowiada – jasno określają swoją przynależność, bo są najzwyczajniej pewni swego. Dla innych jednak jest to skok na głęboką wodę. Znalezienie się pod naciskiem nie tylko własnej potrzeby do zawalczenia o samego siebie, ale i wysokiej instancji – nauczycieli.  

Nie zapominajmy przy tym, że konkretne ugrupowanie to przestrzeń nie tylko idealna do rozwoju naukowego, ale i do zawiązania szeregu znajomości z ludźmi, z którymi dzieli się zainteresowania. Obserwuję to na przykładzie swoim, ale i moich dalszych i bliższych znajomych, kolegów, koleżanek i przyjaciół.  

No, ale dlaczego Trzynastka jest tak specyficzna? W końcu jak to jest, że w miejscu, które niejako przymusza nas do przynależenia gdzieś wciąż nie jesteśmy w stanie rzeczywiście się odnaleźć? Podsunięcie nam takich grup może to ułatwić. Ale czy to rzeczywiście się odbywa? Czy łakniemy niemożliwego? Naprawdę nie wiem. Kim bym niby był gdybym wiedział? Z resztą nieco przerażającym jest fakt, że choćby przy przedstawieniu znajomym innego znajomego chodzącego do Trzynastki instynktownie pierwsze co robimy to wskazujemy na jego przynależność grupową, sprowadzając go tym samym jedynie do określenia.  

Dowcipy o antagonistycznych ugrupowaniach bywają nawet zabawne o ile stanowią tylko niewinne przekomarzanie się. Wykraczających poza to żartów powinniśmy się możliwie wystrzegać. Nie wspominam nawet o odgórnym szufladkowaniu na podstawie przynależności. Będę powtarzał do bólu.  

Pomimo oczywistych wad takich podziałów, mają one wiele zalet – kreują grupy społeczne łączące nas w kręgach naszych zainteresowań, dają okazję do zawiązania pierwszych więzi w szkole, lecz przede wszystkim sprawiają, że dużo łatwiej odnaleźć się w trzynastkowej rzeczywistości, bo pomimo wszelakich podziałów i tak liczy się tylko Swoje Własne Miejsce w tym nieco strasznym budynku z czerwonej cegły. 

Ludzi dzielił dla Was Adam Koczocik 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.